W naszym codziennym życiu bardzo często zadręczamy
się popełnianymi błędami.
Od dziecka otoczenie wpaja nam że błędy są
czymś złym, paskudnym, że nie należy się do nich przyznawać. Wpaja się
nam że ten kto popełnia błędy jest niedorajdą, gapą itp. Ale to nie jest
wcale prawdą. Przecież już starożytni rzymianie mawiali ERRARE HUMANUM EST,
człowiekiem być to popełniać błędy.
To dzisiejsza zachodnia cywilizacja a szczególnie
jej konsumpcyjna, agresywna nie licząca się z nikim i niczym jej amerykańska
odmiana, pełna sloganów : SZYBCIEJ, LEPIEJ, WIĘCEJ, KONSUMUJ I PRODUKUJ, będąca
nawoływaniem do wyścigu szczurów, lub jak to pisze jeden z najwybitniejszych
interpretatorów Bhagavad Gity Śri Praphaupada wyścigu psów czterokołowych,
czyli ogólnie mówiąc do ciągłej pogoni za sukcesem, bez względu na koszty,
po trupach do celu, stara się za wszelką cenę wymazać z ludzkiej pamięci tą
prostą a jakże ludzką Prawdę.
W tym prościutkim stwierdzeniu jest ukryte głębokie
duchowe przesłanie Drogi Duchowej Niedoskonałości wiodącej do doskonałości.
A ta Duchowa Niedoskonałość ma za sobą tysiące
lat historii., jest tak stara jak rodzaj ludzki, ponieważ łączy się
nierozerwalnie z tym co nazywamy człowieczeństwem.
Bowiem przyznawać się do swoich błędów i uczyć
się na nich jest bardzo a to bardzo ludzkie.
Być człowiekiem to zadawać pytania i szukać na
nie odpowiedzi.
Paradoksem jest to, że na wiele tak zwanych
WIELKICH PYTAŃ każdy musi sobie w końcu odpowiedzieć sam.
A na to trzeba odwagi i zdecydowania. Ponieważ
bardzo często najtrudniej jest zaakceptować oczywiste odpowiedzi.
A innej drogi niż AKCEPTACJA rzeczy takimi jakie
są nie ma jeżeli rzeczywiście chcemy znaleźć PRAWDZIWĄ ODPOWIEDŹ.
Bardzo często ludzie tworzą sobie iluzje różnego
rodzaju a potem próbują narzucać je innym, to właśnie nazywa DOGMATYZMEM..
Często jest tak że ktoś wpadnie na jakąś
genialną myśl która może być NATCHNIENIEM, INSPIRACJĄ dla INNYCH.
Przekazuje im ją a wtedy znajdują się tacy którzy uznają to za pogląd
jedyny , słuszny i robią z tego religię lub doktrynę polityczną.. I nie
chodzi mi w tym miejscu o negowanie czyjegoś wyznania wiary tylko o fakty.
Coraz częściej tzw. oficjalne religie ulegają
procesowi fundamentalizacji co oznacza żądanie od swoich wyznawców bezwzględnego
posłuszeństwa , ślepej wiary w dogmaty i niewolniczego wręcz poddaństwa
wobec hierarchii i jej nakazów.
I tak się rodzą fanatycy gotowi ginąć za wiarę
i przekonania.
Dlaczego powstaje fanatyzm religijny ?
Co jest jego bazą ?
Wyjaśnię to na klinicznym wręcz przykładzie
tzw. Ruchu Odnowy Chrześcijaństwa ?PAN?., którego zgubna działalność
doprowadziła do ciężkich zaburzeń psychicznych paru moich przyjaciół z lat
szkolnych.
Otóż nie byli to ludzie zbyt religijni, owszem
zastanawiali się czasami nad sensem życia ale niezbyt poważnie.
I jakimś trafem zostali
upolowani przez ludzi z
tego ruchu. Zostali tam przyjęci z otwartymi ramionami jako
zbłąkane owieczki. Dawano im tam wiarę w sens życia, w to że BÓG
ich kocha. Z tym że było jedno małe ale, jeden warunek.
Warunek ten brzmiał: MUSISZ PRZYJĄĆ JEZUSA do
SWEGO SERCA.
Cudowne przesłanie prawda ?
Cudowna psychologiczna pułapka !
Co się kryje za tymi słowami ?
MUSISZ PRZYJĄĆ COŚ
Z ZEWNĄTRZ ABY UZYSKAĆ WARUNKOWĄ
MIŁOŚĆ I
AKCEPTACJĘ.
Nikt im nie starał się uświadomić że powinni
się porostu otworzyć na swoją wewnętrzną duchowość której wcześniej nie
zauważali lub ją bagatelizowali, nikt im nie mówił że Chrystus jest obrazem
naszego Boskiego Prawdziwego Ja.
Nie zamiast tego proponowano im Chrystusa jako coś
zewnętrznego coś czego nigdy w nich nie było, jako coś co istniało gdzieś
obok a co muszą przyjąć z zewnątrz.
Na pierwsze podejście to by było dobre wyjście,
jest to dobry pomysł szczególnie gdy ma się do czynienia z zatwardziałymi
ateistami nie wierzących nawet w to że nie wierzą.
Ale potem powinno OBOWIĄZKOWO następować
UKAZANIE , że nigdy nie było NIC zewnętrznego, że wszystko było WEWNĄTRZ
tylko trzeba było to zauważyć i zaakceptować.
Ale w tym ruchu tego nie było.
Jedyne co potem następowało to indoktrynacja i
manipulacja na coraz większą skalę. Ci którzy wykazywali największą
gorliwość po pewnym czasie stawali się jednymi z ANIMATORÓW GRUPY , tak to
się właśnie nazywało, skojarzenia z marionetkami są chyba oczywiste.
I choćby taka osoba miała jakiś przebłysk, że
coś jest nie tak , że po co ta ciągła indoktrynacja skoro Bóg jest Miłością
to zaraz przychodził wpojony LĘK przed karą w zwątpienie w doktrynę. No bo
przecież jeśli Jezus przyszedł to może sobie pójść jak będziesz be.
A skąd się brał lęk, i jakie cukierki
dostawali za swoją gorliwość ? No bo przecież gdzie kij tam i potrzebna
marchewka ?
Otóż praktykowano tam jakiś rodzaj stymulacji
energetycznej mającej taki efekt, że podczas gorących modlitw następowały
spontaniczne doświadczenia para psychicznych zdolności. Można to wyjaśnić
następująco: takie naturalne potrzeby człowieka jak seks i zainteresowanie płcią
odmienną były tam drakońsko represjonowane, zamiast tego zalecano modlitwę i
pokutę i tak na okrągło. W większości byli to ludzie bardzo młodzi, nawet
w okresie dojrzewania.
Gdzieś ta energia się musiała podziać, i z
ludzi wywalało różne rzeczy.
Zjawiska typu Mówienia językami , spontanicznych
samo uzdrowień itp. są znane psychotronice i w miarę dobrze zbadane.
Jednak członkowie takich grup nie mieli takiej
wiedzy więc polegali na interpretacjach swoich ANIMATORÓW niewiele od nich mądrzejszych
w tym temacie. W momencie takich spontanicznych doznań podświadomość jest
bardzo sensytywna, jest to moment na wprowadzanie sugestii.
W takim momencie należało wprowadzić sugestię
BEZWARUNKOWEJ MIŁOŚCI i
AKCEPTACJI.
Tyle, że Animatorzy w tym momencie wyskakiwali ze
swoimi warunkującymi zapewnieniami w stylu:
"Tak bóg cię kocha , widzisz uzdrowił cię, dał
ci dar itp. ale bacz abyś się Mu nie naraził, abyś nie zgrzeszył !?"
Za coś takiego powinno się karać 20 latami w
kamieniołomach!
Po pierwsze wmawianie ingerencji z zewnątrz
podczas gdy takiej nie było, po drugie straszenie kogoś w takiej chwili , a po
trzecie wprowadzanie w podświadomość negatywnych programów INTERPRETACJI
TEGO CO ZASZŁO.
Całość tej zabawy trwa prawdopodobnie do
dzisiaj z cichą aprobatą KURII.
Zresztą jest to klasyczny schemat działania
większości sekt.
Warto więc się wystrzegać wszelkiego rodzaju
nawiedzeńców twierdzących, że mają monopol na Prawdę.
Jeżeli ktoś z was miał taką przygodę jaką
opisałem powyżej to niech postara się pamiętać o jednym zanim skorzysta z
porady fachowego psychoterapeuty.
Te osoby nic ci naprawdę nie mogą zrobić od
strony duchowej.
Mogli ci wmówić jakieś bzdury, mogą ci się
one wydawać rzeczywiste, ale są to tylko wzorce podstępnie wkodowane w twoją
podświadomość środkami jak najbardziej konwencjonalnymi.
Pamiętaj że
TWOJA PIERWOTNA NATURA
JEST NIE ODDZIELNA OD BOGA, A ON JEST
BEZWARUNKOWĄ
AKCEPTACJĄ I MIŁOŚCIĄ.
Wszelkie groźby, straszenie piekłem, grzechem to
bzdury wymyślone przez ludzi aby manipulować innymi.
Pamiętaj też, że prawdę tych słów musisz
poznać sam, sama wiara w to jest tylko jeszcze jednym fanatyzmem.
Dociekaj, szukaj i pytaj. Możesz popełnić
wiele błędów ale one będą tylko pomocą dla ciebie.
Bo tak już jest że w trudnych chwilach
naszego życia szukamy odpowiedzi na pytania:
KIM JESTEM ?
CZYM JESTEM ?
PO
CO ŻYJĘ ?
DLACZEGO ŚWIAT JEST JAKI JEST ?
I ciągle nie jesteśmy z siebie zadowoleni, ciągle
jest jakieś ale, jakieś pretensje do siebie czy innych.
A pierwszy krok to ?puścić? postawę wiecznego
niezadowolenia, spojrzeć na swoją doskonałość na TĄ
CHWILĘ, na TERAZ I TU.
Spójrzmy na siebie. Czas przemija, wszystko się
zmienia sekund, które minęły już nie cofniemy.
A więc co z tego wynika ?
TO PROSTE !
JUŻ TERAZ
I TU JESTEŚ DOSKONAŁY !
Ponieważ za chwilę będzie już inny moment, a
więc na ten który właśnie minął byliśmy najlepsi jacy mogliśmy być !
Za chwilę wszystko poszło naprzód, a co z tego
wynika ?
ŻE STAŁEŚ
SIĘ DOSKONALSZY !
ŻE Z KAŻDĄ
CHWILĄ STAJESZ SIĘ DOSKONALSZY !
Że to zbyt optymistyczne, że trąci prymitywną
logiką ?
Tak spotkałem się już z takimi zarzutami, ale
to kwestia nastawienia UMYSŁU. Wychodzi poprostu to jak cię zaprogramowano!
Jakie są
twoje myśli takie jest twoje życie !
A wystarczy sobie choć raz dziennie po
przebudzeniu patrząc w lustro powiedzieć:
JUŻ TERAZ I TU
JESTEM DOSKONAŁY/ DOSKONAŁA
MOGĘ I CHCĘ BYĆ
DOSKONALSZY / DOSKONALSZA
Z KAŻDĄ CHWILĄ
STAJĘ SIĘ DOSKONALSZY / DOSKONALSZA
Ktoś zapyta no tak a co ma powiedzieć stary
zniedołężniały człowiek ? Przepraszam a kto mu kazał doprowadzić się do
takiego stanu ? A jakie nastawienie psychiczne wpłynęło na jego
obecny stan ?
Z pewnością nie wynikające z przesłania
zawartego w przed chwilą podanych stwierdzeniach.
Znam wielu starych ludzi którzy są aktywni,
nadal pełni życia i optymizmu.
Stwierdzenia, stwierdzeniami a życie życiem,
bywa tak że jesteśmy rozdarci pomiędzy tym co niesie praktyka duchowa a życiem
codziennym.
Czy to z praktyką jest coś nie tak czy z nami ?
Jest taka przypowieść:
Wielki mistyk żydowski Israeli Baal Szem
Tow założyciel mistycznego nurtu Chasydyzmu miał wielką wiedzę i wielką
ufność w Bogu.
Gdy jego rodacy mieli poważne kłopoty np. groził
pogrom, zaraza czy coś takiego, udawał się on do lasu w pewne miejsce ze swą
księgą, tam rozpalał w pewnym rytuale ogień, po czym recytował pewne
modlitwy. I niebezpieczeństwo było zażegnane.
Po jego śmierci jego uczeń Maggid z
Mezezith znalazł się w sytuacji gdy ziomkowie też poprosili go o pomoc w
sytuacji krytycznej.
Ale stało się nieszczęście ! Myszy zjadły
kartę z księgi gdzie był opisany rytułał rozpalenia ognia !
Zrozpaczony Maggid rwał sobie włosy z
brody. Co tu robić?Zaraza w mieście, ludzie umierają !
Z ciężkim sercem wziął księgę pod pachę
i poszedł do lasu w TO MIEJSCE.
Usiadł na pniu i zaczął się modlić.
Panie Boże ja wiem, że nie dopilnowałem
Księgi i teraz nie wiem jak właściwie zapalić ogień, ale znam modlitwę więc
proszę Cię wysłuchaj jej !
I jego modlitwa została wysłuchana.
Jego następca był dobrym człowiekiem ale księga
niestety rozpadła się ze starości. I kiedy przyszedł i na niego czas próby
to jedyne co mu pozostało to pójść na MIEJSCE W LESIE.
Gdy doszedł do Miejsca stanął zamyślony i zwrócił
się do Boga tymi słowami.
Panie Boże nie wiem jak rozpalić ogień,
nie znam modlitwy oddalającej nieszczęście, jedyne co wiem to to, że tu
przychodzili wszyscy moi poprzednicy i błagali Cię o pomoc dla Twego ludu, więc
pozostaje mi tylko błagać Cię o to samo !
I stał się cud niebezpieczeństwo minęło !
W wiele lat później na początku 20 wieku daleki
następca tej linii Cadyków, stanął przed podobnym dylematem, zaczęły się
bowiem nasilać pogromy w okolicach wsi w której mieszkał, a był on już
bardzo wiekowy.
Przypomniał sobie on sobie starą opowieść jak
to Israeli Baal Szem Tow chadzał w takim przypadku do lasu, zapalał rytualny
ogień i recytował specjalne modlitwy oddalające nieszczęście.
Wiedział też o stopniowym ginięciu wiedzy jak i
co robić, ale wiedział też, że mimo to efekt był. Siedział więc tak w
fotelu przed kominkiem i zapatrzony w ogień tak się zaczął modlić:
Panie Boże ja nie wiem jak rozpalić ten ogień,
nie znam tej modlitwy, ba ja nawet nie wiem gdzie pójść, zresztą stary już
jestem i zniedołężniały więc nawet tam bym nie doszedł, ale znam legendę
i proszę Cię aby to wystarczyło, że ją opowiem innym. Jak powiedział tak
zrobił.
Zgromadził wszystkich Żydów z okolicy i
opowiedział im jak to Israeli Baal Szem Tow ..... ale resztę już znacie.
I wiecie co się stało ?
Pogrom nie dotknął tej wioski !
Każdy z tych ludzi zaakceptował to co miał dostępne.
I każdy z nich pokładał nieograniczoną ufność w Miłość Boga i to dawało
im samoakceptację, dzięki której otwierali się na pomoc Boga.
Ale jest też inna przypowieść która ostrzega
nas abyśmy nie przesadzali i aby samoakceptacja nie przeradzała się w głupotę
i zadufanie.
Działo się to w Chinach gdy kwitł tam
jeszcze Buddyzm Cz`an.
Był sobie mnich Cz`an zwany Ma Tsu, znany był z
tego, że potrafił godzinami siedzieć tępo wpatrując się przed siebie i uważał,
że to jest cała medytacja.
Któregoś dnia jego Mistrz już nie wytrzymał
podszedł do Ma Tsu i zapytał wprost.
- Ma Tsu co ty właściwie chcesz osiągnąć
zachowując się jak krowa na pastwisku ?
Ma Tsu odparł z dumą :
- Oczywiście chcę zostać Buddą !
Na to mistrz nic nie odpowiedział tylko usiadł
na przeciwko swego studenta wyjął z kieszeni dwa polne okrągłe kamienie i
zaczął je o siebie pocierać.
Ma Tsu zaintrygowany zapytał:
- Co robisz Mistrzu ?
- Lustro.
- Ależ możesz je sobie trzeć i 100 lat a lustra
z tego nie będzie !
- O widzę, że coś zaczyna jednak do ciebie
docierać, wiedz że możesz w takim otępieniu spędzić nie 100 ale 100000 lat
a Buddą nie zostaniesz.
Jaki z tego morał ?
Poznaj swoje błędy i ograniczenia, przyznaj się
do nich przed samym sobą a następnie przekrocz je. W ten właśnie sposób każdy
błąd każda porażka stanie się stopniem dla twojego sukcesu.
I pamiętaj nie zamykaj się na proste oczywiste
prawdy.
Zawartość strony
(c) 1998-2024 Arkadiusz Bolesław Lisiecki i cytowani autorzy
Jeżeli chcesz skorzystać w swoich publikacjach z materiałów zawartych na
stronie skontaktuj się z autorem http://www.oswiecenie.com